8 stycznia 2014

Sylvia Plath - "Tatuś"




Tatuś

Nie wystarczysz mi już, nie wystarczysz
Mi już, czarny bucie,
W którym mieszkać musiałam jak noga
Przez lat trzydzieści, blada i niezdrowa,
Ani odetchnąć, ani kichnąć sobie.

Tatusiu, i tak uśmierciłabym, cię.
Umarłeś, zanim zdążyłam – 
Ciężki jak marmur, worek pełen Boga,
Koszmarna postać z jednym sinym kciukiem
U nogi, wielkim niby foka z Frisco,

Z głową w dziwacznych falach Atlantyku,
Gdzie fasolowa zieleń wpada w błękit lnu,
W wodach opodal przepięknego Nauset.
Z modlitwą o twój powrót kładłam się do snu.
Ach, du.

W niemieckiej mowie, w polskim mieście
Rozpłaszczonym przez walec
Wojen, wojen, wojen.
Ale miast o tej nazwie jest sporo.
Polaczek, mój przyjaciel,

Mówił, że ich tam mają tuzin albo dwa.
Więc nigdy nie odgadnę, w które właśnie ty
Zapuściłeś się nogą i zakorzeniłeś
I nie przemówię już nigdy do ciebie
Mową, która więźnie mi w ustach.

Bo wpadła w potrzask z kolczastego drutu.
Ich, ich, ich, ich
Więzło mi w gardle.
O każdym Niemcu myślałam: to ty.
A ich obleśny język

Niby parowóz, niby parowóz
Sapiąc wiozący mnie jak Żyda,
Żyda do Dachau, do Auschwitz, do Belsen.
I zaczęłam mówić jak Żyd.
Myślę, że mogłabym być Żydówką.

Czyste śniegi Tyrolu, jasne piwo wiedeńskie,
Coś to z bliska mniej czyste się wyda.
Z moją krwią półcygańską, z pieskim szczęściem bez oka,
Z talią kart do taroka, z talia kart do taroka
Może jestem przypadkiem od Żyda?

Zawsze byłam przerażona TOBĄ,
Z twą Luftwaffe, z indyczym bulgotem,
Z tym starannym wąsikiem,
Z jasnym okiem aryjskim.
Panzer-stworze, panzer-stworze, Ach Ty – 

Nie Bóg, ale swastyka.
Że nieba ani widać zza jej czarnej mgły.
Każda kobieta uwielbia Faszystę,
Ciężar buta na sobie, brutalne,
Brutalne serce zwierza takiego jak ty.

Tatusiu, stoisz przy tablicy
I ten obrazek w pamięć mi się wrył,
Prawda, że z przedzieloną brodą, nie kopytem,
Ale przecież nie mniejszy szatan,
Ale nie mniejszy czarny zbir,

Który serduszko przegryzł mi na pół.
Miałam dziesięć lat, kiedy spuścili cię w dół.
Miałam dwadzieścia, kiedy próbowałam umrzeć
I dostać się z powrotem, z powrotem do ciebie,
Myślałam: nawet kości moje ci wystarczą.

Ale wyciągnęli mnie z dołu
I poskładali mnie i posklejali.
I już wtedy wiedziałam, co zrobię.
Stworzyłam sobie model ciebie,
Faceta w czerni Meinkampfu.

Z miłością do obcęgów i łamania kości.
I rzekłam: chcę, o chcę.
I teraz już, tatusiu, wiesz wszystko.
Czarny telefon przycięty u źródła
Już nie będzie sączył obcych głosów.

Za jednym razem obu was ubiłam,
Także wampira, który mówił, że jest tobą
I przez rok krew moją pił.
Przez całych siedem lat, gdybyś chciał wiedzieć.
A teraz już, tatusiu, połóż się do grobu

Z kołkiem w tłustym czarnym sercu;
I wioska jednej łzy nie uroniła.
Teraz tańczą i depczą po tym, czym byłeś ty,
Oni zawsze wiedzieli, że ten wampir to ty,
Tatusiu, ty parszywcu, teraz już skończyłam.