16 grudnia 2014

Sylvia Plath - "Kolos"


Nigdy nie uda mi się złożyć z ciebie całości, 
Pozbieranej, sklejonej, spojonej jak trzeba.
Ryk osła, chrząkanie świni i sprośne gdakanie 
Wydobywa się z Twoich ogromnych warg.
Gorzej niż na wiejskim podwórku. 

Być może poczytujesz siebie za wyrocznię,
Tubę umarłych albo jakichś tam bogów. 
Od trzydziestu lat mozolę się, by ci gardło oczyścić z mułu.
Nic z tego nie wychodzi.

Wspinając się po malenkich drabinkach, ze słoikami kleju i wiadrami lizolu

Pełznę jak mrówka żałobnica
Przez zachwaszczone obszary twojego czoła
Naprawiając ci wielkie płaty czaszki i przemywając
Nagie, białe mogiłki twoich oczu.

Modre niebo, jak ze stronic w Orestesie,
Sklepia się ponad nami. O, ojcze w samotności swojej
Jesteś lapidarny i historyczny jak rzymskie Forum.
Rozpakowuję obiad na pagórku z czarnym cyprysem.
Flety twych kości i laurowe włosy

Rozrzucone są w autentycznym bezkrólewiu, aż do widnokręgu.
To musiało uderzyć coś straszniejszego niż piorun,
By spowodować takie spustoszenie.
Noce spędzam koczując w rogu obfitości
Twego lewego ucha, zasłonięta od wiatru,

Licząc czerwone gwiazdy i te koloru śliwki,
Pod kolumną twojego języka słońce wschodzi.
Lecz mój czas zaślubiony jest z cieniem
Przestałam nasłuchiwać już, czy dno okrętu
Nie zazgrzyta na gładkich kamieniach przystani.

tłum. Jan Rostworowski

8 grudnia 2014

Sylvia Plath - "Chcę chcę"


Z otwartymi ustami, boskie niemowlę 
Ogromne, łyse, chociaż z dziecinną głową, 
Krzyknęło do kopniętej matki . 
Wygasłe wulkany pękły i rozkruszyły się. 

Piasek ocierał wargę pozbawioną mleka. 
Płakało wtedy przez krew ojca 
Który ustanowił osę, wilka i rekina do pracy, 
Stworzył dziób białego głuptaka .

Zestarzały patriarcha o wyschniętych oczach
Zebrał swoich ludzi ze skóry i kości,
Kolce w koronie z pozłacanego drutu,
Ciernie na krwawej łodydze róży.

5 grudnia 2014

Sylvia Plath - "Październikowe cmentarzysko"


Widok utrwala się: skąpe drzewa 
Zbierają zeszłoroczne liście, nie będą płakały, nosiły worów pokutnych, ani 
zwracały] 
Do elegijnych driad i twardej trawy 
Straże nieczuły szmaragd ich trawnika 
Jednakże górnolotny umysł może wzgardzić 
Takim ubóstwem. Żaden zmarły nie płacze 

Niezapominajki między kamieniami
Wyściełają tę grobową ziemię. Tu jest godziwe gnicie
rozpruwające serce, obidzierajace kość
Wolną od nieistniejącej żyły. Kiedy jeden nagi szkielet
Jest naprawdę spuchnięty, głosy wszystkich świętych opadają łagodnie:
Muchy nie oczekują żadnych zmartwychwstań w świetle słońca.

W absolutny krajobraz gap się, gap
Aż twoje oczy zamienią oślepiającą wizję na wietrze:
Jakiekolwiek zagubione duchy płoną
Potępione, wyjąc w całunach na wrzosowisku
Majaczą na smyczy zagłdzonego umysłu
Które zaludniają ogołocony pokój, pustkę, niezamieszkałe powietrze.

12 listopada 2014

"Wiesz, co zrobiłam- wrzuciłam do jednego worka najrozmaitsze fakty z mojego życia, udziwniając je nieco, by dodać im kolorytu... i wyszła z tego rzecz napisana zwyczajnie dla zarobku, ale chyba nie jest to bez znaczenia , że pokazuje ona, jak bardzo oderwany od świata czuje się człowiek, któremu trzasły nerwy... usiłowałam pokazać mój świat i poruszające się w nim osoby, jakby widziane przez deformującą soczewkę szklanego kosza"


3 października 2014

Sylvia Plath - "Bezsenny"


Nocne niebo jest tylko rodzajem kalki,
Niebiesko-czarne, podziurawione punktami gwiazd, 
Co przepuszczają światło, otwór po otworze - -
Światło białe jak kość, jak śmierć, poza tym wszystkim.
Pod oczyma gwiazd i rozwartymi ustami księżyca
On cierpi na pustynnej poduszce, bezsenność
Rozpościera wokoło swój drobny, drażniący piasek

Wciąż i wciąż stary, ziarnisty film
Ujawnia dawne kłopoty -- słotne dni
Dzieciństwa i młodości, lepkie od marzeń,
Twarze rodziców na wysokich łodygach, na przemian surowe i zapłakane,
Ogród zrobaczywiałych róż, które skłaniały go do łez.
Czoło ma wypukłe jak worek kamieni.
Wspomnienia walczą o miejsce dla twarzy jak zapomniane gwiazdy filmowe.

Jest odporny, na pigułki: czerwone, fioletowe, niebieskie -
Które tak ożywiały nudę długiego wieczoru!
Te słodkie planety, których działanie zapewniało mu
Życie przechrzczone w nie-życie na chwilę
I rozkoszne przebudzenie dziecka bez pamięci.
Teraz pigułki są zużyte i niedorzeczne jak klasyczni bogowie.
Ich makowo-nasenne barwy nic mu nie pomagają.

Jego głowa jest zamknięta głębią szarych zwierciadeł.
Każdy gest natychmiast umyka w dół alei
W niknącej perspektywie, a jego znaczenie
Wycieka jak woda z otworu gdzieś w oddali.
Nie żyje odosobniony, w nie osłoniętym pokoju,
Odkryte szpary jego oczu stężały rozwarte
Na nieprzerwane migotanie błyskawic sytuacji.

Przez całą noc na granitowym podwórku niewidzialne koty
Jęczały jak kobiety lub uszkodzone instrumenty.
On wyczuwa już światło dnia, swą białą niemoc,
Pełzającą z kapeluszem pełnym trywialnych powtórzeń,
Teraz miasto jest obszarem radosnych świergotów,
I wszędzie ludzie o pustych i srebrnych jak mika oczach
Jadą rzędem do pracy, jak po niedawnym praniu mózgów.

Teresa Truszkowska

7 września 2014

Sylvia Plath - "Rzeźbiarz"

Do jego domu bezcieleśni
Przychodzą, by wciąż wymieniać
Wizję i mądrość na ciała
Namacalne i ciężkie jak jego.
Ręce w geście bardziej kapłańskim
Niż ręce kapłana nie wywołują
Próżnych obrazów z powietrza i światła
Lecz stacje z brązu, drzewa i kamienia.
Uparcie w gruboziarnistym drzewie
Łysy anioł ciosa i kształtuje
Nikłe światło, z założonymi rękoma
Patrząc, jak jego świat zaćmiewa
Bezduszne światy wiatrów i chmur.
Zmarli wykuci z brązu panują na posadzie,
Odporni o czerwonych ciałach wciąż
Pomniejszają nas. Nasze ciała migoczą
Przed zgaśnięciem w tych oczach,
Które, gdyby nie on, byłoby pozbawione
Tego miejsca, czasu i swoich ciał.
Rywalizujące duchy walczą z sobą
Próbując wejść; wchodzą koszmary,
Aż jego dłuto je obdarzy
Życiem pełniejszym niż nasze
I spokojem trwalszym od śmierci

4 września 2014

Sylvia Plath - "Źdźbło w oku"

Bez skazy, jak światło dnia, stałam patrząc
Na schylone karki koni, rozwiane grzywy.
Ogony unoszone na tle zielonej
Zasłony jaworów. Słońce zapalało
Wieżyczki białej kapliczki, nad dachami,
Utrzymując konie, chmury, liście

W jednym miejscu, choć odpływały w dal,
Na lewo jak trzciny w morzu,
Wtem drzazga wpadła mi w oko,
Okrywając je mrokiem. Wtedy ujrzałam
Mgliste kształty w gorącym deszczu;
Konie falujące na zmiennej zieleni,

Obce jak wielbłąd dwugarbny lub jednorożec,
Pasące się na skraju monotonnej barwy,
Zwierzęta oazy i lepszych czasów.
Przecieram powiekę, ziarnko pali:
Czerwony popiół, wokół którego
Ja sama, konie, planety i wieże wirują.

Ani łzy, ani łagodne przemycie
Oka nie mogą usunąć pyłku;
I tak tkwił przez cały dzień.
Obnoszę swe wielkie pragnienie cielesne,
Ślepa na przyszłość i przeszłość.
Śnię, że jestem Edypem.

Pragnę być tym, czym byłam,
Zanim łóżko i zanim nóż,
Agrafa ozdobna i maść
Ujęły mnie jak w nawias;
Chcę koni płynących po wietrze,
Miejsca i czasu poza umysłem.


3 września 2014

Alice Munro - "Odcienie miłości"

Miłość miewa zaskakujące oblicza, nierozerwalnie powiązana jest ze zdradą, pociąga za sobą nienawiść, a jej odcieni nie sposób zliczyć. Któż inny lepiej umiałby opisać różne barwy miłości, niż ubiegłoroczna noblistka, laureatka Man Booker Prize (2009) - Alice Munro?
Uczucia, relacje międzyludzkie to stały element jej opowiadań, w pisaniu których stała się prawdziwą mistrzynią. Alice Munro potrafi na kilkunastu stronach przedstawić całe życie i wachlarz emocji, które mu nieodzownie towarzyszą. Właściwie do całej jej twórczości (w ciągu 45 lat napisała i wydała 14 oryginalnych zbiorów) można zastosować określenie odcienie miłości, ale ona sama nazwała tak swój tom z 1986 roku, który swoją polską premierę będzie miał już we wrześniu.

2 września 2014

Sylvia Plath - "Dwa spojrzenia na prosektorium"

1
W dniu w którym odwiedziła prosektorium,
Wyłożono czterech mężczyzn czarnych jak spalony indyk,
Już na pół pokrajanych. Octowy opar
Kadzi śmierci przywarł do nich:
Chłopcy w białych kitlach wzięli się do pracy.
Głowa trupa zapadła się w głąb,
A ona nie mogła nic odróżnić
W tym rumowisku czaszek i skór starych,
Które wiązał w całość sznurek szary.

W słojach ślimaczone dzieci lśnią jak księżyc.
On wręcza jej wycięte serce jak pęknięty klejnot.

2
W Breughla panoramie dymów i rzezi
Dwoje ludzi nie widzi żerującej na padlinie armii:
On w morzu jej niebieskiej satynowej
Szaty śpiewa w kierunku
Jej nagiego ramienia, a ona pochylona
Nad nim, kartkuje zeszyt z nutami.
Oboje głusi na dźwięk skrzypiec w rękach
Śmierci, rzucającej na ich pieśni cień,
Flamandzcy kochankowie kwitną jeden dzień.

Lecz spustoszenie utrwalone w obrazie oszczędza ten światek,
Delikatny, niemądry, w prawym dolnym rogu.


Teresa Truszkowska

13 sierpnia 2014

"Chcąc odzyskać młodość, trzeba tylko powtórzyć dawne szaleństwa"
Oscar Wilde -"Portret Doriana Graya"


12 sierpnia 2014

Regina Brett

Pięćdziesiąt wskazówek. Pięćdziesiąt lekcji, w których autorka przeplata własne przeżycia z doświadczeniami ludzi spotkanych na swojej krętej drodze; przywołuje ważne dla siebie postaci, znaczące książki i filmy, inspirujące modlitwy i wypisy z lektur; przypomina o sile psalmów 
i prostych sentencji.

Felietony Reginy Brett docenili i pokochali czytelnicy na całym świecie. Przyklejano je na lodówkach, rozsyłano w e-mailach do bliskich. Tematy lekcji, których udzieliło autorce życie, cytowano na tysiącach blogów i przedrukowywano w gazetach. 

Książka, którą trzymasz w ręce, stanie się bliska każdemu, kto kiedykolwiek znalazł się na życiowym zakręcie oraz wszystkim szukającym inspiracji. Niech każda z pięćdziesięciu lekcji będzie manifestem – jak bohaterka jednego z esejów, pewna sportowa czapka z prostym hasłem: „Życie jest dobre”. Bo takie jest. Naprawdę.

Nowa książka autorki bestsellera Bóg nigdy nie mruga, cieszącego się niesłabnącym zainteresowaniem czytelników na całym świecie. Tym razem Regina Brett dzieli się z nami opowieściami o tym, że szczęście zależy od nas samych – naszych wyborów i decyzji, które najczęściej nie są aż tak trudne, jak się z pozoru wydają. A każda próba zmiany świata wokół siebie na lepsze sprawia, że dokonujemy cudów. Cudów, które są osiągalne dla każdego z nas. Codziennie. Regina Brett nie stawia przed swoimi czytelnikami zadania ponad ich miarę. Niezależnie od tego, czy humorystycznie, czy refleksyjnie, zawsze pisze z niezachwianą wiarą w człowieka, w dobro, które w nim tkwi i które sprawia, że niemożliwe staje możliwe. Jesteś cudem to zbiór inspirujących lekcji o tym, jak niewiele trzeba, by zmienić coś na lepsze. To 50 felietonów, które obudzą w czytelniku natchnienie. Choć każdy z nich to zupełnie inna historia, zebrane razem tworzą przewodnik pomagający dostrzec i docenić siłę zmian na lepsze – małych cudów. Regina Brett pisze od 1986 roku. Za felietony drukowane na łamach największej gazety w Ohio, „The Plain Dealer”, otrzymała wiele krajowych i stanowych nagród. Była też dwukrotnie nominowana do nagrody Pulitzera w dziedzinie reportażu. Jej ostatnia książka, Bóg nigdy nie mruga, trafiła na listę bestsellerów „New York Timesa”. Regina Brett prowadzi swój własny talk-show oraz stale wspomaga organizacje non profit.

11 sierpnia 2014

" Dobry Pan Bóg z gliny"

Nowa, nieocenzurowana wersja kultowego Cholonka!
Książka na osiemdziesiąte urodziny Janoscha!

Janosch, popularny na świecie autor i ilustrator ponad stu książeczek dla dzieci, w legendarnej już powieści Cholonek, czyli dobry Pan Bóg z gliny w drapieżny i groteskowy sposób opisał krainę zapamiętaną ze swojego dzieciństwa, które przeżył w małej robotniczej osadzie na obrzeżach Zabrza. W pierwszym polskim wydaniu (1975) powieść została ocenzurowana i dopiero w tej edycji fragmenty opowiadające o „wyzwoleniu” Śląska i wyczynach Armii Czerwonej docierają do polskiego czytelnika. Do czasu ukazania się Piątej strony świata Kazimierza Kutza Cholonek pozostawał jedyną wielką powieścią o Śląsku, powieścią najprawdziwszą - i najzabawniejszą.
Bohaterowie Janoscha, pazerni i prymitywni, kurzą machorkę, chlają brunatną gorzałę, kopulują na mniej lub bardziej wymyślne sposoby, starają się wypełnić swoje żałosne życie małymi radościami, rozpaczliwie aspirując do lepszej egzystencji. Świat ten, wypełniony biedą, mozołem i cierpieniem, okrutnie doświadczany przez historię (narastanie hitleryzmu, jego apogeum i upadek), opisywany jest przez Janoscha, z bezlitosną czułością - ludzie, ze swoją szpetotą i podłościami, budzą współczucie, a z ich tragicznych losów i nieszczęść głośno się śmiejemy. Pisarz bowiem egzorcyzmuje ten koszmar satyrą i purenonsensem. Nieprawdopodobne anegdoty, duch sowizdrzalskiej narracji połączony z empatią dla bohaterów i elegijną serdecznością dają w rezultacie niepowtarzalną magiczną aurę, która zapewniła Cholonkowi na Śląsku status książki prawdziwie kultowej. To klasyka i kwintesencja śląskiego humoru: dosadnego, rubasznego, przaśnego, balansującego na granicy wulgarności, ale broniącego się przed nią absurdem i groteską.
To także lekcja ludowej mądrości uczącej, że w najbardziej nieludzkich warunkach i w najbardziej animalnych istotach zwycięska okazuje się chęć życia, cieszenia się nim - wbrew wszystkiemu.

”To diabelsko zabawna książka o krainie dzieciństwa słynnego dziś w świecie Ślązaka, który wyjechał do Niemiec w 1945 roku. Wydana w Polsce nieomal czterdzieści lat temu, jest cichą biblią humorystów. Opisuje życie śląskiego lumpenproletariatu w latach 30., w małej robotniczej osadzie nieopodal ówczesnej granicy polsko-niemieckiej - tak, że można ze śmiechu spaść z krzesła. Książka jest arcydziełem, a Janosch ojcem literatury górnośląskiej.” (Kazimierz Kutz)

10 sierpnia 2014

John Green - "Gwiazd naszych wina"

Szesnastoletnia Hazel choruje na raka i tylko dzięki cudownej terapii jej życie zostało przedłużone o kilka lat.

Jednak nie chodzi do szkoły, nie ma przyjaciół, nie funkcjonuje jak inne dziewczyny w jej wieku, zmuszona do taszczenia ze sobą butli z tlenem i poddawania się ciężkim kuracjom. Nagły zwrot w jej życiu następuje, gdy na spotkaniu grupy wsparcia dla chorej młodzieży poznaje niezwykłego chłopaka. Augustus jest nie tylko wspaniały, ale również, co zaskakuje Hazel, bardzo nią zainteresowany. Tak zaczyna się dla niej podróż, nieoczekiwana i wytęskniona zarazem, w poszukiwaniu odpowiedzi na najważniejsze pytania: czym są choroba i zdrowie, co znaczy życie i śmierć, jaki ślad człowiek może po sobie zostawić na świecie.
Wnikliwa, odważna, pełna humoru i ostra Gwiazd naszych wina to najambitniejsza i najbardziej wzruszająca powieść Johna Greena. Autor w błyskotliwy sposób zgłębia w niej tragiczną kwestię życia i miłości.

9 sierpnia 2014

"Stulatek, który wyskoczył przez okno i zniknął"

Ponad milion sprzedanych egzemplarzy w samej Skandynawii!

Życiowa podróż szwedzkiego Forresta Gumpa po ostatnich stu latach losów świata.

„Śmiałem się do łez, czytając o niefrasobliwym stulatku w kapciach przemierzającym Szwecję z ukradzioną walizką. Polubiłem tę historię od pierwszego rozdziału!” Artur Barciś

Właśnie minęło dziesięć dekad nadzwyczaj bogatego w wydarzenia życia Allana Karlssona. Problem tylko w tym, że zdrowie nie odmawia posłuszeństwa i wygląda na to, że wielka feta z okazji setnych urodzin będzie musiała się odbyć w domu spokojnej starości. Jednak człowiek, który jadł kolację z przyszłym prezydentem Trumanem, leciał samolotem z premierem Churchilem, pił wódkę ze Stalinem i zaznajomił się z Mao Zedongiem, nie może tak po prostu zdmuchnąć świeczek na torcie. Wymyka się przez okno i rusza w swą ostatnią życiową podróż...

8 sierpnia 2014

Jane Austen - "Opactwo Northanger"

Napisana z finezją i humorem parodia popularnych na przełomie XVIII i XIX stulecia powieści gotyckich.
Młoda i przemiła, choć trochę naiwna panna Katarzyna Morland jest zafascynowana powieściami gotyckimi. Gdy poznaje nowych przyjaciół i zostaje przez nich zaproszona do starego opactwa Northanger, ma nadzieję, że uda jej się odkryć jakąś niewyjaśnioną od lat tajemnicę i przeżyć przygodę. Znajduje jednak coś zupełnie innego. Coś, o czym skrycie marzyła…

7 sierpnia 2014

Sylvia Plath - "Plaża Berck"




I


Więc to jest morze, ten wielki bezruch.
Jakże ściąga moją gorączkę kataplazm słońca.

W powietrzu wędrują opalone ręce ze szklankami
Elektryzująco barwnych sorbetów, wyciąganych z lodówki przez blade dziewczęta.

Czemu jest tak cicho, co oni ukrywają?
Uśmiechnięta, poruszam się na moich dwóch nogach.

Koc piasku wygłusza drgania,
Ciągnie się milami, głosy, o połowę słabsze,

Drżące i kruche, falują.
Mięśnie oka, oślepionego lśnieniem tych połaci

Uderzają jak bumerang naciągniętej gumki, raniąc właściciela.
Czy można się dziwić, że włożył ciemne okulary?

Czy można się dziwić, że wystąpił w czarnej sutannie?
Oto nadchodzi, mijając poławiaczy makreli

Co odwracają się ku niemu murem placów.
Władają zielono-czarnymi rombami fal, zręcznie jak własnym ciałem.

Morze, co zrodziło te kryształy,
Odpełza, setką węży, z przeciągłym sykiem znużenia.

II

Ten czarny but nie zna litości.
Co w tym dziwnego, przecież to całun odrętwiałej stopy,

Dumnej, drętwej, bezpalcej stopy tego księdza,
Który zgłębia studnię swej księgi.

Pochyły druk pęcznieje mu w oczach jak krajobraz.
Wśród wydm ukrywają się bezwstydne bikini,

Piersi i biodra łaskoczą światło
Jak kolorowe kryształki cukru,

A zielony staw otwiera swe oko,
Ma mdłości po tym co połknął - 

Kończymy, obrazy, krzyki. Za betonowymi bunkrami
Odklejają się od siebie kochankowie.

O, biała ceramiko morza,
Co za sól w gardle, jakie bańki westchnień...

I widz drżący.
Przyciągany jak długi postaw sukna

Poprzez nieruchomą zjadliwość
I wodorosty, włochate jak genitalia.

III

Na hotelowych balkonach lśnią przedmioty,
Przedmioty, przedmioty - 

Stalowe rurki foteli na kółkach, aluminiowe kule,
Taka słona słodycz. Dlaczego miałabym pójść

Poza falochron, oblepiony plamami muszli?
Nie jestem pielęgniarką, białą i uważną,

Nie jestem uśmiechem.
Te dzieci za czymś gonią, z krzykami, haczykami,

A moje serce jest zbyt małe, by uleczyć ich straszliwe winy.
Oto człowieczy bok: czerwone żebra,

Nerwy prężą się jak drzewa, a oto chirurg:
Jedno lustrzane oko - 

Soczewka wiedzy.
W pokoju na pasiastym materacu

Odchodzi stary człowiek,
Nic mu nie pomoże zapłakana żona.

Gdzież są żółte i drogocenne kamienie oczu,
Gdzie język, szafir popiołów?

VI
Weselny tort twarzy w papierowej kryzie.
Jakże on nas teraz przerasta.

Tak jakbyśmy mieli świętego.
Pielęgniarki w skrzydlatych czepcach już nie są takie piękne.

Schną jak dotknięte gardenie.
Łóżko odsunięto od ściany.

Oto jak osiąga się pełnię. To straszne.
Czy pod tym lepkim prześcieradłem, którego gładką biel

Wydyma proch jego nosa,
Ma na sobie piżamę czy strój wieczorowy?

Póki nie zesztywniała, podtrzymywali jego szczękę książką,
I złożyli jego ręce, które żegnały się - do widzenia, do widzenie.

Teraz uprane prześcieradła fruwają w powietrzu,
Powłoczki poduszek nabierają słodyczy.

To łaska, to łaska:
Długa dębowa trumna o barwie mydła,

Dziwni karawaniarze, a w srebrze
Z niezmąconym spokojem odciska się świeża data.

V

Szare niebo zniża się, wzgórza jak zielone morze
Biegną w dal, fala za falą, skrywając swe doliny,

Doliny, które kołyszą myśli żony - 
Otępiałe, użyteczne łódki,

Pełne sukien i kapeluszy, i porcelany, i zamężnych córek.
W holu kamiennego domu,

W oknie trzepocze pojedyncza firanka,
Podnosi się i opada, żałobna świeca.

To język zmarłego: pamiętajcie, pamiętajcie!
Jakże daleko odszedł, jego czyny

Otaczają go jak meble z dziwnego pokoju, jak dekoracja.
Gromadzą się odcienie bieli,

Bladość rąk i pobliskich twarzy,
Wyniosłe biele mętniejącej tęczówki.

Odlatują w nicość: pamiętajcie o nas.
Puste ławki pamięci przypatrują się kamieniom,

Marmurowym płytom o błękitnych żyłkach, przejrzystym wazonem pełnym żonkili.
Tak tu pięknie: to miejsce spoczynku.

VI
Naturalna bujność lipowych liści!
Przystrzyżone, zielone kule drzew idą ku kościołowi.

U bramy wita zwłoki
Czysty głos księdza,

Mówi do nich, kiedy wzgórza podają sobie głos żałobnego dzwonu,

Błysk pszenicy i nagiej ziemi.

Co to za kolor?
Skrzepła krew odrapanych murów, które leczy słońce,

Skrzepła krew kikutów drzew, wypalone serca.
Wdowa z czarną torebką, w otoczeniu trzech córek

I koniecznie wśród kwiatów,
Składa swoją twarz jak najcieńsze płótno,

Którego nikt już nie rozłoży.
A niebo, robaczywe od uprzejmych uśmiechów,

Przemija chmura za chmurą.
Weselne kwiaty rozsiewają świeżość,

A dusza jest panną młodą
W zaciszu, a pan młody czerwony i roztargniony, nijaki.

VII

Świat osobny i łagodny,
Cicho warkocze za szybą samochodu,

A ja siedzę nieruchomo, w czerni, gość na przyjęciu,
Sunąca na niskim biegu za wózkiem.

Ksiądz jest naczyniem,
Smolistym kadłubem smutnym i nudnym,

Stąpa za ukwieconym wózkiem wiozącym trumnę jak piękna kobietę,

Fala piersi, powiek i warg

Szturmuje wzgórze.
Potem, za sztachetami dziedzińca, dzieci

Wciągają zapach rozgrzanej pasty do butów,
Ich nieme twarze odwracają się powoli,

Oczy otwierają się
Na widok wspaniałości - 

Sześciu czarnych kapeluszy na trawie i drewnianego pudła,
I nagich ust, rdzawych i dziwacznych.

Przez chwilę niebo wlewa się w ten otwór jak osocze.
Nie ma nadziei, porzucono ją.

3 sierpnia 2014


"Żyjemy w skażonym świecie [...] dlatego jeśli widzisz coś pięknego, czujesz prawdziwe wzruszenie , spotykasz dobrego człowieka - bierz to. Oglądaj, dotykaj, słuchaj. Choćby kwadrans, choćby jeden błysk światła, choćby jedna rozmowa." 
                                                                      T.Kołodziejczak "Czerwona mgła"






23 lipca 2014

Sylvia Plath - "Prezent urodzinowy"

Taki wiersz to chyba najlepszy prezent na 24 urodziny :)




Co jest za tą zasłoną, czy to jest brzydkie czy piękne?
To migocze, czy ma piersi, czy jest skończone?

Jestem pewna, że jest wyjątkowe, jestem pewna, że tego właśnie chcę.
Kiedy cichnę przy gotowaniu, czuję jak patrzy, czuję jak myśli:

"Czy to ta, dla której istnieję,
Czy to jest ta wybranka, z podbitymi oczami i blizną?

Odmierzając mąkę, odsypująca jej nadmiar,
Wszystko według zasad, zasad, zasad.

Czy dla niej będzie zwiastowanie?
Mój Boże, pusty śmiech!"

Ale ono migocze, nie przygasa, i myślę, że mnie pragnie.
Nie obrażę się, jeśli to są kości do gry, albo perłowy guzik.

I tak nie chcę zbyt wiele dostać w tym roku.
W końcu, żyję tylko przez przypadek.

W tym czasie mogłabym się z łatwością zabić na tysiące sposobów.
A teraz są te zasłony, migoczące jak firanki,

Przeźroczyste jedwabie styczniowego okna,
Białe jak pościel niemowlęcia, błyszczące martwym oddechem.

O kości słoniowa!

Tam musi być kieł słonia, widmo kolumny.
Czy nie widzisz, że nie dbam o to, co to jest.

Czy nie możesz mi tego dać?
Nie wstydź się - nie szkodzi, jeśli jest małe.

Nie bądź przykry, jestem gotowa na wszystko.
Usiądźmy przy tym, po obu stronach, podziwiając lśnienie,

Błysk, jego lustrzaną różnorodność.
Zjedzmy przy nim naszą ostatnią wieczerzę, jak szpitalny posiłęk.

Wiem czemu mi go nie dasz.
Jesteś przerażony,

Świat podniesie się w krzyku, a z nim twoja głowa,
Wypukła, spiżowa, antyczna tarcza.

Prawdziwy cud dla twoich prawnuków,
Nie bój się to nie tak.

Ja tylko wezmę to i odejdę cicho na bok.
Nawet nie usłyszysz, jak to otwieram, żadnego szelestu papieru,

Żadnych spadających wstążek, żadnego krzyku na koniec.
Nie sądzę, żebyś wierzył w tę moją dyskrecję.

Gdybyś tylko wiedział, jak zasłony codziennie dławiły życie we mnie.
Dla ciebie są samą przejrzystością, czystym powietrzem.

Na Boga, chmury są jak wełna.
Całe armie. Są tlenkiem węgla.

Słodko, słodko wdycham go,
Wypełniając żyły niewidzialnym, milionami

Możliwych pyłków, co odliczają lata mego życia.
Ubrałeś się na srebrno z tej okazji. O maszyno do liczenia -

Czy nie potrafisz czegoś pominąć, pominąć w całości?
Musisz stemplować każdy strzęp purpurą,

Musisz zabijać co tylko się da?
Jest tylko jedna rzecz, której pragnę dzisiaj i tylko ty możesz dać mi ją.

Stoi przy moim oknie, wielka jak niebo.
Dyszy w moich prześcieradłach, w zimnym martwym wnętrzu,

Gdzie rozlana, krzepnie, sztywnieje jak historia.
Nie pozwól, by szło z ust do ust, bo zanim dotrze do mnie całość,

Skończę sześćdziesiąt lat i nie zdążę tego użyć.

Tylko opuść zasłonę, zasłonę zasłonę.
Gdyby tam była śmierć,

Podziwiałabym jej doniosły ciężar, jej niezmienne oczy.
Wiedziałabym, że nie żartujesz.

I byłaby w tym szlachetność, to byłyby urodziny.
I nóż, co zamiast ciąć, wnika

Czysty i niewinny jak płacz dziecka,
I wszechświat obsuwa się z mego boku.


22 lipca 2014

Sylvia Plath - "Mała Fuga"

Kołyszą się czarne palce cisów
Niebem idą chłodne chmury.
A głusi i niemi
Dają znaki obojętnym ślepcom.

Lubię czarny humor.
Niepokaźność tej chmury, teraz!
Cała biała jak oko!
Oko ślepego pianisty

Co przy moim stole, na statku,
Szukał jedzenia dłońmi.
Jego palce miały węch łasic
Nie mogłam oderwać wzroku.

Słyszał Beethovena:
Czarny cis, biała chmura,
Straszliwe akordy.
Pułapki dla palców - zgiełk klawiszy.

Puste i głupie jak talerze
Są uśmiechy ślepców.
Zazdroszczę potężnym dźwiękom,
Cisowym żywopłotom Wielkiej Fugi.

Głuchota to coś innego.
To taki czary komin, mój ojcze!
Widzę twój głos
Czarny i liściasty, jak w dzieciństwie,

Cisowy żywopłot rozkazów,
Gotycki i barbarzyński, czysto niemiecki.
Słychać w nim płacz zmarłych.
Nie jestem niczemu winna.

Więc cis to mój Chrystus.
Czyż nie jest jak po torturach?
A ty, podczas Wielkiej Wojny
Zwijałeś pęta kiełbas

W kalifornijskich delikatesach!
One są barwą moich snów,
Czerwone, cętkowane jak odcięte szyje.
I tamta cisza!

Wielka cisza innego porządku.
Miałam siedem lat, nic nie wiedziałam.
Świat zdarzył się.
Ty miałeś jedną nogę i pruski umysł.

Pamiętam błękitne oko,
Teczkę pełną mandarynek.
To był człowiek, wtedy!
Śmierć otwarła się, mroczna jak czarne drzewo.

Przetrwam tę chwilę
Układając plan poranka.
To moje palce, a to moje dziecko.
Chmury to ślubna suknia, dla tamtej bladości.


21 lipca 2014

Sylvia Plath - "Zimowanie"

Nie ma nic do roboty, to czas odpoczynku.
Zakręciłam kleszczami położnej,
I mam swój miód,
Sześć pełnych słoi,
Sześcioro kocich oczu w piwniczce na wino,

Zimujących w mroku bez okna,
W sercu domostwa.
Tuż przy spleśniałym dżemie dawnego lokatora
I butelkach połyskujących pustką -
Po dżinie takiego-a-takiego pana.

To izba, w której nigdy nie byłam.
To izba, w której nie zdołam zaczerpnąć tchu.
W środku mrok skulony jak nietoperz,
Żadnego światła
Prócz pochodni i jej nikłych, żółtych,

Chińskich poblasków na przerażających bibelotach.
Bezdenna głupota. Rozkład
Opętanie.
To one mną władają.
Nie są okrutne ani obojętne.

Tylko nieświadome.
Dla pszczół to trudny czas - pszczół
Tak powolnych, że ledwo je rozpoznaję,
Gdy jak żołnierze ustawiają się
Do puszki z syropem,

By uzupełnić miód, który zabrałam.
Przy życiu trzyma je rafinowany śnieg
Panów Tate'a i Lyle'a.
Zamiast kwiatów żywią je Tate i Lyle
A one godzą się. Nadchodzi chłód.

Teraz zbijają się w kulę,
Mroczny
Umysł przeciwko całej tej bieli.
Uśmiech śniegu jest biały.
To mile miśnieńskiej porcelany,

W której w ciepłe dni
Mogą jedynie składać swoje zmarłe.
Wszystkie pszczoły są kobietami.
To dwórki i wielka królowa.
Pozbyły się mężczyzn,

Tępych, niezgrabnych jąkałów, gburów.
Zima jest dla kobiet -
Kobieta, nieruchoma z robótką w ręce,
Przy kołysce z połówki włoskiego orzecha,
Wśród chłodu cebulka jej ciała jest zbyt ospała, by myśleć.

Czy ul przetrwa, czy gladiole
Zdołają przechować swe płomienie
Do przyszłego roku?
Jak będą smakować świąteczne róże?
Pszczoły latają. Czują wiosnę.


3 lipca 2014

Sylvia Plath - "List w listopadzie"

Miłości, świat
Nagle wiruje, wiruje barwą. O dziewiątej rano
Szczurze ogony strąków
Szczodrzeńca rozcinają światło latarni.
To jest Arktyka,

Ten mały, czarny
Krąg pełen rdzawych traw, jedwabistych jak włoski niemowlęcia.

W powietrzu jest zieleń,
Miękka, smakowita.
Otula mnie miłośnie.

Zaróżowiona i ciepła
Chyba jestem ogromna.
Jestem tak głupio szczęśliwa,
Moje kalosze
Bez końca chlupią w tej cudnej czerwieni.

To moja ziemia
Przemierzam ją
Dwa razy dziennie, wciągając zapach
Barbarzyńskich ostrokrzewów o szmaragdowych
Muszlach, czystego żelaza,

I sterty starych rupieci.
Kocham je.
Kocham je jak historię.
Jabłka są złote,
Wyobraź sobie -

Siedemdziesiąt drzew, co
Dźwigają swoje złotorude kule
W gęstej, szarej zupie-śmierci,
I milion ich
Złotych liści, metalicznych, nieruchomych.

O miłości, o czystości
Nikt prócz mnie
Nie chadza mokry po pas.
Bezcenne złota
Krwawią i nabierają głębi, jak wąwóz Termopil.

25 czerwca 2014

7 powodów dla których nie powinno się czytać powieści wg XIX książki :)



Postrzeganie literatury bardzo zmieniło się na przestrzeni ostatnich stuleci. Jeszcze w XIX wieku uważano dość powszechnie, że książki winny służyć przede wszystkim zdobywaniu wiedzy, a nie czczym rozrywkom. Dowodziły tego liczne artykuły w gazetach i książki. W 1869 roku amerykański pastor i abolicjonista Jonathan Townley Crane opublikował tom zatytułowany „Popularne zabawy”, w którym omówił zalety i wady różnych form rekreacji. W książce znalazł się również rozdział poświęcony literaturze. Jak zauważył zaniepokojony duchowny, „czytanie powieści stało się jednym z największych występków naszego życia”. J. T Crane wyliczył siedem jego zdaniem ważkich powodów, przemawiających za tym, że nie powinno się czytać powieści. Oto one wraz z uzasadnieniem autora:
1. To marnotrawstwo cennego czasu.
„Wedle powszechnej zgody dzieła beletrystyczne nazywane są ‚literaturą lekką’ i nazwa ta jest prawidłowo stosowana. Ich tworzeniem zajmują się półmędrcy, mężczyźni i kobiety, których cele, zasady i przekonania są płytkie”.
„Zdecydowana większość czytelników powieści to ludzie młodzi, a dla nich marnowanie cennych godzin jest druzgoczące. Stracona młodość daje początek marnej dorosłości i nieszczęśliwej starości. Ci, którzy nie sieją nic na wiosnę, będą biadać jesienią, która nie przyniesie owoców. Czytanie powieści to pusta rozrywka, hobby i spędzanie więcej niż sporadyczną godzinę na takiej rozrywce, jakkolwiek niewinnie by wyglądała, to strata czasu, zbyt cennego, aby go w ten sposób marnotrawić”.
2. Nadmierne czytanie lekkiej literatury kaleczy umysł.
„Powieściopisarz stara się wciągnąć swych czytelników bez żadnego wysiłku z ich strony. Są oni po prostu świadkami wydarzeń i obserwują rozwój fabuły. Autor bawi ich dowcipem i humorem i – jeśli tylko potrafi – roztkliwia ich patosem albo czaruje elokwentnymi opisami. On jest wykonawcą, a oni są widzami. Jeśli jest jednym z najlepszych w swojej kategorii, będą mogli poprawić nieco stan swojej wiedzy w niektórych dziedzinach, pod warunkiem że będą radzi czytać wystarczająco wolno dla osiągnięcia tego celu. Ale nałogowi czytelnicy powieści śpieszą się, by zobaczyć, jak to się wszystko skończy, rzadko zatrzymując się, aby zwrócić uwagę na siłę danej figury lub piękno wyrażenia. Genialna myśl, bystra przenikliwość w przedstawieniu postaci, precyzyjne opisy krajobrazu, niezłe cechy stylu gubią się w natłoku słów”.
„Intelektu nie rozwija się intensywnie na grze w bierki, a zatem podczas takiego czytania też nie ma żadnych ćwiczeń rozumu, żadnego wysiłku pamięci, żeby cokolwiek zachować. Czytelnik powieści, który wynosi niewiele albo nic, za wyjątkiem próżniactwa z tego typu rozcieńczonej literatury, wkrótce stanie się tak słaby i wiotki na umyśle, jak w muskulaturze, całkowicie niezdolny do wzniosłych celów i godnych uczynków”.
3. Nadmierne czytanie dla rozrywki prowadzi do nieprzystosowania w normalnym życiu.
„Pochłaniacz powieści rzadko ma chęć na cokolwiek innego. Aby dobrze wypełniać swój obowiązek, musimy skupić na nim nasze myśli i zainteresować nim nasze umysły. Serce i ręce muszą działać razem, inaczej ręce szybko się zmęczą i będą wykonywać swoją pracę marnie. Jakie powodzenie może mieć student, który trzyma podręczniki przed rozmarzonymi oczyma, podczas gdy jego myśli są przy niedokończonym romansie na jego biurku? Jak córka może znaleźć radość z pomocy w dźwiganiu ciężaru domowych trosk, podczas gdy jej umysł krąży wokół pysznej historii miłosnej, w której zatraciła swoją tożsamość z powodu fascynacji Lady Jakąśtam, z czterema zdesperowanymi rywalami do jej ręki?”
„Dzieła beletrystyczne byłyby mniej wątpliwą lekturą, gdyby czytelnik, po skończeniu ostatniej strony opowieści, zupełnie zapominał całość, albo pamiętał ją tylko tak, jak pamiętamy rzeczywistą historię. Strata w tym wypadku byłaby przede wszystkim stratą czasu. Ale rzeczy mają się tak, że czytelnicy powieści spędzają wiele cennych godzin, marząc o swoich małych, nieporadnych romansach, w których oni sami są pięknymi damami i dzielnymi dżentelmenami osiągającymi rzeczy niemożliwe, cierpią niewysłowioną rozpacz przez pewien okres i ostatecznie znajdują oparcie w bezgranicznym oceanie małżeńskiej błogości”.
„Nieuniknionym wynikiem nadmiernego czytania powieści jest niechęć, jeśli nie niezdolność, do pracy, trzeźwego myślenia i cierpliwego trudu, które są ceną sukcesu na każdej godnej ścieżce życia”.
4. Nadmierne czytanie powieści wywołuje przerost namiętności.
„Uporczywy zwyczaj fantazjowania pochłania myśli, niszczy równowagę psychiczną, negatywnie wpływa na zdrowy rozsądek i rodzi skłonności, które są bardzo dalekie od poglądów i uczuć, celów i zasad, od których zależy przydatność i honor na świecie. Jest w tym przerost namiętności, wyniesienie małżeństwa ponad wszelką należytą proporcję w stosunku do innych źródeł racjonalnego szczęścia, przecenienie piękna, bogactwa i innych akcydensów ludzkiego życia i odpowiadające temu zaniżanie wartości pobożności, pilności i trzeźwych cnót, które ‚mają wielką cenę w oczach Boga’. Jest to wada powieściopisarzy jako grupy, że wynoszą miłość i małżeństwo ponad wszystko inne i tym samym tworzą w podatnej młodzieży nawyk myślenia i marzenia o małżeństwie ponad wszystko”.
5. Nawyk czytania powieści wywołuje chorobliwe umiłowanie ekscytacji nieco zbliżone do obezwładniającego uzależnienia od alkoholu.
„Ofiara używek nie uwielbia opium czy alkoholu ze względu na ich smak lub zapach. Efekt pożądania jest prawdę mówiąc efektem psychicznym. Osoba taka ucieka się do narkotyków, aby móc poczuć się bogatą, silną, pełną uniesienia i szczęśliwą, podczas gdy w rzeczywistości jest ‚godna pożałowania i nieszczęśliwa, biedna, ślepa i naga’. Ofiara powieści dąży do tego samego w inny sposób, aplikując truciznę bezpośrednio do swojego umysłu”.
„Jednakże odurzony szybko stwierdza, że w celu wytworzenia pożądanego efektu powinien co jakiś czas zwiększać siłę dawki. Dodaje więc do ilości. Z wina przerzuca się na brandy, z tegoż na absynt, doprowadzając swój zdrętwiały umysł na skraj śmierci, aby osiągnąć od czasu do czasu nikły nawrót chwilowej radości”.
„Proces u nałogowego czytelnika powieści jest podobny. Proste historie o niewinnej miłości, które zainteresują początkującego, wkrótce powszednieją. Nie pobudzają fantazji i nie wzbudzają emocji, wtedy potrzeba czegoś mocniejszego. Spokojna miłość i zwyczajne zdarzenie muszą ustąpić miejsca zaciętej rywalizacji i zazdrości, nienawiści, zemście i morderstwu”.
6. Notoryczne czytanie powieści osłabia przerażenie czytelnika zbrodnią i nieprawością.
„Zbrodnia rzadko jest popełniana, dopóki umysł się z nią nie zaznajomi. Książki, które ukazują namiętności i zbrodnie, utrzymują czytelników w bliskim kontakcie ze złem, dopóki przerażenie, od którego się początkowo wzdrygali, nie zniknie. Co więcej, te książki są czasami pisane, aby służyć specjalnemu celowi. Autor mógł dopuścić się grzechu, który pozbawia go szacunku społeczeństwa. Dorasta krnąbrny i nikczemny pod czujnym okiem dobra. Pisze książkę, w której wybiela własne występki w czymś na kształt połowicznego szacunku, czyniąc z nich jedynie sympatyczne słabości, podczas gdy niektórzy członkowie Kościoła lub pastorzy chrześcijańscy okazują się w fabule czarnymi charakterami. W ten sposób jednego bohatera widzimy jako czarny charakter, który nosi chrześcijańskie imię, a u drugiego wielki występek połączony jest z tak wieloma wspaniałymi cechami, że deformacja moralna ukryła się pod wspaniałościami. W ten sposób czytelnik szkolony jest, aby patrzeć podejrzliwie na cnotliwego i uśmiechać się nad zdeprawowanym”.
7. Nadmierne przywiązanie do czytania beletrystyki jest całkowicie sprzeczne z biblijną pobożnością.
„To nie wymaga dowodu ani przykładu. Prawdziwa pobożność chwyta za serca i zwraca myśli oraz uczucia ku Bogu, i sprawia, że powinność staje się źródłem najsłodszej przyjemności. Ale kiedy powieść uzurpuje sobie miejsce przeznaczone dla Biblii; kiedy modlitwa wymawiana jest z pośpiechem lub całkowicie pomijana z powodu palącego pragnienia, aby dowiedzieć się, co dalej dzieje się w danej historii; kiedy rozmyślanie o świętych rzeczach zanika w niekończących się marzeniach o miłości i ziemskiej wspaniałości lub, co gorsza, prawdziwe życie wali się w cieniu tego nierealnego i zaczyna wydawać się nędzne i bezbarwne; gdy działanie sumienia i trzeźwego rozumu jest zmiecione przez dzikie delirium upojenia psychicznego, jakiego wyniku możemy oczekiwać poza apostazją i ostateczną ruiną?”
Dzisiaj autor powyższych słów, pastor Jonathan Townley Crane, kojarzony jest głównie jako ojciec Stephena Crane’a, znanego amerykańskiego powieściopisarza, który przyjaźnił się z H. G. Wellsem, Josephem Conradem i Henrym Jamesem. Duchowny nie doczekał jednak kariery literackiej swojego syna. Zmarł, gdy Stephen miał dziewięć lat.

24 czerwca 2014

Moje pakowanie wakacyjnych książek :) Mam zamiar to przeczytać w 2 miesiące. 13 książek :) Wszystkie wyjątkowe i bardzo ważne dla mnie. Życie bez książek się nie liczy, zabierzcie mi książki to umrę :)







21 czerwca 2014

Sylvia Plath - "Balony"

Żyją wśród nas od Świąt,
Szczere i przejrzyste,
Owalne, żywe stworzenia,
Zajmują połowę pokoju
Ocierają się o siebie poruszane

Jedwabiem niewidzialnych przeciągów,
Zaatakowane
Krzyczą i skaczą, potem umykają w ciszę, ledwo drgną.
Żółta kocia głowa, błękitna ryba -
Zamiast martwych mebli

Żyją z  nami tak dziwne księżyce!
Słomiane maty, białe ściany
I te wędrowne
Planety wypełnione powietrzem, czerwone, zielone,
Cieszą

Serce jak życzenia lub dzikie
Pawie co błogosławią
Starą ziemie piórem
Odlanym z gwiaździstych metali.
Twój młodszy

Brat tak ściska swój balon,
Że ten miauczy jak kot.
Wydaje mu się, że po drugiej stronie jest zabawny,
Różowy świat, który można zjeść,
Więc gryzie,

A potem siada,
Tłusty dzbanuszek,
Kontemplując świat przejrzysty jak woda.
W jego małej piąstce
Czerwony strzępek.

19 czerwca 2014

Sylvia Plath - "Paralityk"



To się zdarza. Czy będzie trwało? -
Mój mózg to skała.
Brak palców dla uścisku, brak języka,
Moim bogiem jest żelazne płuco,

Które mnie kocha, pompuje
Moje dwie
Torby na kurz, wdech i wydech,
Nie pozwoli

Znów mi opaść,
Gdy na zewnątrz dzień prześlizguje się jak taśma telegrafu.
Noc przynosi fiolety,
Gobeliny oczu,

Światła.
Miękkie, anonimowe
Głosy: "Dobrze się czujesz?"
Sztywna, nieprzystępna pierś.

Ja martwe jajko, leżę
Cały
Na całym świecie, którego nie mogę dotknąć,
Na białym, napiętym

Bębnie prześcieradła.
Fotografie odwiedzają mnie -
Moja żona, martwa i płaska, w futrach z lat dwudziestych,
Pełne pereł usta.

Dwie dziewczynki
Tak płaskie jak ona, szepcą: "Jesteśmy twoimi córkami".
Stojące wody
Owijają mi wargi,

Oczy, nos i uszy,
Przejrzysty celofan -
Nie mogę go przedrzeć,
Leżąc na gołych plecach

Uśmiecham się jak budda, wszystkie
Chęci pożądania
Opadają ze mnie jak pierścionki
Tuląc swe światła.

Pazur
Magnolii
Pijany własnym zapachem
Nie chce nic od życia.

15 czerwca 2014

Sylvia Plath - "Słowa"

"Słowa"

Topory,
Po ich ciosie dzwoni las,
I te echa!
Echa biegnące we wszystkie strony,
We wszystkie strony jak konie.

Sok
Tryska jak łzy, jak
Woda co pragnie
U-stalić swe lustro
Nad głazem,

Spycha i toczy,
Białą czaszkę
Wyżartą przez zielska wodorostów.
Po latach
Spotykamy je na drodze -

Znużone słowa bez jeźdźców,
Niestrudzony stukot kopyt,
A tymczasem
Nieruchome gwiazdy z dna stawu
Rządzą życiem.

13 czerwca 2014

:) :) Trzynasty piątek

Taka niespodzianka czekała na mnie dzisiaj w domu :) Moja recenzja za "Sto dwadzieścia dni Sodomy" została nagrodzona :) Niezmiernie się cieszę z tego, to była moja pierwsza recenzja  konkursowa, wysoko oceniona. Myślę poważnie o życiu z pisania.







9 czerwca 2014

Sylvia Plath - "Wisielec"

Jakiś bóg mnie za włosy trzymał na uwięzi.
Skwierczałam w smętnych woltach jak prorok na pustyni.

Gadzia powieka nocy nieuchwytną plamą
Pod nagim okiem lampy świat pustych, białych dni.

Sępia nuda przypięła mnie do tej gałęzi.
On, na moim miejscu, zrobiłby to samo.

5 czerwca 2014

Właśnie czytam.

Nie cierpię zaczynać dnia od próby samobójczej.

Tak zaczyna się Pacjentka z sali numer 7 – powieść młodego francuskiego lekarza, zainspirowana jego blogiem „Alors voilà: dziennik pojednania leczonych i leczących”. A kończy się słowami: Z życiem nigdy nie ma problemu. Toczy się. By czynić cuda z najdrobniejszej rzeczy. Toczy się.
Szpital. Oddział Ratunkowy. Młody lekarz opowiada swoje 7 dni i 1 noc.
Przechadzam się, śpiewam o tym, co widzę: o tyglu, gdzie ludzie cierpią, śmieją się, zmieniają. I o innych, pochylonych nad tym wszystkim, którzy się z tym zmagają lepiej lub gorzej. Jest miłość, złość, śmiech, strach, nadzieja. Pośrodku Ludzie. Z historiami do opowiedzenia: o Życiu.
Narrator spotyka pacjentów z najcięższymi chorobami, ale i z wyimaginowanymi przypadłościami. Dla każdego ma opowieść wyjętą z życia innego pacjenta. Opowieść, która ma pocieszyć, nieraz rozśmieszyć, dać nadzieję i siłę do walki o życie. Jego proste, mądre zdania zapadają w serce jak budujące aforyzmy.
Niewiele w życiu mam, ale mam opowieści. Spotykam ludzi w łóżkach albo na wózkach inwalidzkich, istnienia, które stawiają pytania mojemu człowieczeństwu. Nie jestem egoistą: tymi pytaniami dzielę się z innymi pacjentami. Tymi pytaniami splatam wątki ludzkich losów...
Kilka razy dziennie biegnie na Oddział Opieki Paliatywnej. Tam w sali numer 7 pięćdziesięciokilkuletnia kobieta czeka na syna. Jej dni są policzone. Lekarz za wszelką cenę usiłuje swoimi opowieściami utrzymać ją przy życiu. Między nimi rodzi się niezwykła więź.
Będę mówić tak długo, aż samoloty odlecą, aż jej syn wróci. Pacjentka będzie mnie słuchać. Dopóki słucha, żyje. Opowiadajmy, opowiadajmy. Przedłużajmy życie historiami życia innych. Życia tych, którzy leżą, i tych, którzy ich podnoszą.
Baptiste Beaulieu prześwietla szpital ze wszystkich stron. Z lekkością i humorem ukazuje despotycznych szefów, pielęgniarki o wielkich sercach, lekarzy popełniających gafy i błędy, niekończące się konsultacje i niewiarygodne spotkania z pacjentami.
Nasz zawód to przede wszystkim kolejne, wzbogacające nas spotkania. Spotykamy ludzi. Chore ciała, to prawda. Ale też osobowości. Codziennie wieczorem staram się robić spis ludzi, którzy mnie poruszyli. Jestem jak skąpiec liczący monety, albo jubiler polerujący swoje perły. Kolekcjonuję ludzi w głowie. Próbuję w wielości twarzy uchwycić istotę jedności. Czasami zdarza się, że wszystko zlewa się w jeden bezkształtny wir ust, nosów, czół, ran, chorób, uśmiechów i jasnych spojrzeń. Wszystko się ze sobą miesza i twarze mi umykają. Nic nie szkodzi: wszystko jest jednym.
Z opowieści o życiu łączących tragizm i komizm, pełnych szacunku, współczucia i czułości dla człowieka, Baptiste Beaulieu buduje cały teatr ludzkiej komedii i ludziom najbardziej poniżonym przez chorobę oddaje godność i człowieczeństwo.
Wobec tej książki nie można przejść obojętnie. Jej głęboko humanitarne przesłanie to ważny głos na temat stosunku leczących do leczonych, samotności, poniżenia i bezradności pacjenta, znieczulicy i niekompetencji lekarzy. Głos, który mówi, że może i musi być inaczej.

4 czerwca 2014

Już jest najnowsza książka Stephena Kinga :)

W tym maksymalnie trzymającym w napięciu wyścigu o wysoką stawkę, trzech najniezwyklejszych i najbardziej ujmujących bohaterów jakich stworzył Stephen King próbuje zatrzymać samotnego zabójcę przed wysadzeniem w powietrze tysięcy ludzi. 

Mroźnym świtem, w przygnębiającym mieście na Środkowym Zachodzie setki zdesperowanych bezrobotnych ludzi stoi w kolejce w oczekiwaniu na targi pracy. Bez ostrzeżenia, samotny kierowca skradzionego Mercedesa przebija się przez tłum rozjeżdżając niewinnych, następnie cofa się i uderza ponownie. Osiem osób zostaje zabitych, piętnaście rannych. Zabójca ucieka. 

Kilka miesięcy później w innej części miasta, emerytowanego gliniarza o nazwisku Bill Hodges nadal prześladuje nierozwiązana zbrodnia. Gdy otrzymuje on list od kogoś nazywającego siebie "premią", w którym nadawca grozi jeszcze bardziej diabolicznymi atakami, Hodges wybudza się ze swojego przygnębiającego, pustego życia na emeryturze, zdecydowany powstrzymać kolejną tragedię. 

Brady Hartfield mieszka w domu rodzinnym z matką alkoholiczką. Pokochał smak śmierci spod kół Mercedesa i zapragnął poczuć to raz jeszcze. Jedynie Bill Hodges, wraz z parą niespodziewanychh sprzymierzeńców, może zatrzymać mordercę przed kolejnym atakiem. Nie mają czasu do stracenia, ponieważ kolejnym zadaniem Brady'ego, jeżeli mu podoła, będzie zabicie bądź też okaleczenie tysięcy ludzi. 

'Pan Mercedes' to pojedynek pomiędzy dobrem a złem napisany przez mistrza suspensu, którego wniknięcie w umysł niepoczytalnego zabójcy wywoła u was dreszcz, którego nigdy nie zapomnicie.