3 czerwca 2014

Sylvia Plath - "Zlot pszczelarzy"



Co to za ludzie czekają na mnie przy moście?
To mieszkańcy wsi -
Proboszcz, położna, grabarz i pszczelarz.
Moja lekka, letnia sukienka wcale mnie nie chroni,
A oni wszyscy są w ochronnych strojach, czemu nikt mnie nie uprzedził?
Śmieją się i podnoszą welony przypięte do starodawnych kapeluszy.

Jestem goła jak kurza szyja, czy nikt mnie nie kocha?
Tak, oto sekretarka, pszczelarza w swoim białym kitlu.
Zapina mi mankiety i fartuch od kolan po szyję.
Teraz jestem jak jedwab wilczomlecza, pszczoły mnie nie zauważą.
Nie zwąchają mego strachu, strachu, strachu, strachu.

Które z nich jest proboszczem, czy ten mężczyzna w czerni?
Które jest położną, czy to jej niebieski płaszcz?
Wszyscy kiwają czarnymi sześcianami głów, to rycerze w hełmach,
W zawiązanych pod pachami opatrunkach z gazy.
Ich uśmiechy, ich głosy zmieniają się. wiodą mnie przez pole fasoli.

Paski cynfolii mrugają jak ludzie,
Pióropusze do kurzu powiewają dłońmi w morzu fasolowych kwiatów,
Śnieżnych kwiatów fasoli, o czarnych oczkach i liściach jak znudzone serca,
Czy te pędy ciągną w górę sznurka skrzep krwi?
Nie, nie, to szkarłatny kwiat, co pewnego dnia stanie się jadalny.

Teraz wręczają mi modny, włoski kapelusz słomkowy.
I czarny welon, co oblepia mi twarz, czynią mnie jedną z nich.
Wiodą mnie do gają ściętych drzew, do koliska uli.
Czy ten mdlący zapach to głóg?
Bezpłodne ciało głogu, co zatruwa swe dzieci.

Czy to jakaś operacja?
Czy to na chirurga  czekają moi sąsiedzi?
Czy ta postać w zielonym hełmie,
Lśniących rękawicach i białym ubraniu
To rzeźnik, sklepikarz, listonosz, ktoś, kogo znam?

Nie mogę uciec, zapuściłam korzenie i rani mnie janowiec,
Jego żółte sakiewki, fabryczki kolców.
Nie mogę uciec, jeśli nie chcę już zawsze uciekać.
Biały ul jest zaciszny jak dziewica.
Strzeże swych komórek, swego miodu i nuci cichutko.

Dym kłębi się i wije wśród drzew.
Rój myśli, że to koniec wszystkiego.
Oto nadlatuje przednia straż na swych rozedrganych skrzydłach.
Jeśli stanę zupełnie nieruchomo, wezmą mnie za łatwowierną
Trybulę, która niewrażliwa na ich animozję,

Nawet nie skinie głową, osobistość wśród krzewów żywopłotu.
Pszczelarze otwierają komory, polują na królową.
Może się ukrywa? Może wyjada miód? Jest bardzo sprytna.
Jest stara, stara, stara, musi przeżyć następny rok i wie o tym.
A tymczasem nowe, dziewicze królowe w swych podłużnych komórkach

Śnią o pojedynku, w którym niezawodnie zwyciężą.
Ścianka wosku dzieli je od weselnego lotu.
Lotu morderczyni w rozkochane w niej niebo.
Wieśniacy zabierają dziewicą, nie będzie zabijania.
Stara królowa ukrywa się, czy jest tak niewdzięczna?

Jestem wyczerpana, wyczerpana.
Kolumna bieli wśród ciemnych noży.
Jestem dziewczynką magika, co nawet nie mrugnie okiem.
Wieśniacy ścigają swe przebrania, wymieniają uściski dłoni.

Czyja jest ta długa skrzynia w gaju, co oni zrobili,
dlaczego tak mi zimno.