4 września 2014

Sylvia Plath - "Źdźbło w oku"

Bez skazy, jak światło dnia, stałam patrząc
Na schylone karki koni, rozwiane grzywy.
Ogony unoszone na tle zielonej
Zasłony jaworów. Słońce zapalało
Wieżyczki białej kapliczki, nad dachami,
Utrzymując konie, chmury, liście

W jednym miejscu, choć odpływały w dal,
Na lewo jak trzciny w morzu,
Wtem drzazga wpadła mi w oko,
Okrywając je mrokiem. Wtedy ujrzałam
Mgliste kształty w gorącym deszczu;
Konie falujące na zmiennej zieleni,

Obce jak wielbłąd dwugarbny lub jednorożec,
Pasące się na skraju monotonnej barwy,
Zwierzęta oazy i lepszych czasów.
Przecieram powiekę, ziarnko pali:
Czerwony popiół, wokół którego
Ja sama, konie, planety i wieże wirują.

Ani łzy, ani łagodne przemycie
Oka nie mogą usunąć pyłku;
I tak tkwił przez cały dzień.
Obnoszę swe wielkie pragnienie cielesne,
Ślepa na przyszłość i przeszłość.
Śnię, że jestem Edypem.

Pragnę być tym, czym byłam,
Zanim łóżko i zanim nóż,
Agrafa ozdobna i maść
Ujęły mnie jak w nawias;
Chcę koni płynących po wietrze,
Miejsca i czasu poza umysłem.